| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
W niedzielę doszło do wydarzenia bez precedensu w Polskiej Lidze Koszykówki. Ósmy zespół po rundzie zasadniczej – Energa Czarni Słupsk wyeliminował lidera – Anwil Włocławek. Zespół ze stolicy Kujaw pogrążył się w sportowej żałobie, a Igor Milić trzeci sezon w karierze trenerskiej kończy znów bez medalu...
W tym sezonie liga była bardzo wyrównana, ale nikt się nie spodziewał, że Energa Czarni mogą wygrać w serii do trzech zwycięstw z Anwilem. Biorąc pod uwagę postawę obu zespołów w całym sezonie, drużyna Igora Milicicia była zdecydowanym faworytem. Tylko, że w play-off to był zupełnie inny zespół. Przyczyn porażki – w pełni zasłużonej – jest kilka.
Po pierwsze: brak sprytu.
Energa Czarni rzutem na taśmę znaleźli się w ósemce. Zespół z Włocławka zachował się fair – wygrał ostatni mecz sezonu zasadniczego z Treflem i nie dał szans sopocianom na walkę o ósmą pozycję. Wiadomo było, że Czarni są wyjątkowo niewygodnym rywalem dla Anwilu. Lider zagrał bez kalkulacji w końcówce sezonu. Gdyby zajął drugie miejsce, zmierzyłby się z Polpharmą, z którą z pewnością grałoby mu się łatwiej.
Po drugie: kontuzja Michała Chylińskiego.
Doświadczony obrońca był ważnym ogniwem zespołu i przede wszystkim to Polak w rotacji. W PLK na boisku bez przerwy musi być dwóch Polaków w drużynie. Po kontuzji Chylińskiego, Anwil został z Kamilem Łączyńskim, Pawłem Leończykiem, Kacprem Młynarskim i Mateuszem Bartoszem. Problem w tym, że z dwóch ostatnich trener Milicić rzadko korzystał...
Po trzecie: złe decyzje Milicicia.
Chorwat z polskim paszportem został wybrany najlepszym trenerem sezonu zasadniczego. I nic dziwnego. Anwil świetnie rozegrał końcowe minuty w meczach na szczycie ze BM Slam Stalą w Ostrowie czy z Polski Cukrem w Toruniu. Play-off jednak sparaliżował trenera Anwilu. Mimo problemów z Polakami, Bartosz w ostatnim meczu nie zagrał nawet sekundy. W całej serii szkoleniowiec rzadko też korzystał z Młynarskiego, mimo że ten trafiał ważne rzuty w sezonie zasadniczym. Paradoksalnie w niedzielnym spotkaniu 25-letni skrzydłowy udowodnił, że jest wartościowym zawodnikiem i zasługiwał na więcej szans. To on trafieniami z dystansu dawał nadzieję Anwilowi na awans. Ostatecznie się nie udało, ale Młynarski był jednym z nielicznych, który nie zawiódł.
To trzeci sezon Milicicia w roli trenera i każdy był bliźniaczo podobny. W pierwszym w AZS Koszalin i w drugim w Anwilu jego zespoły grały dobrze w sezonie zasadniczym, ale ostatecznie kończyły rozgrywki bez medalu. Tym razem jego zawodnicy rewelacyjnie prezentowali się do końca kwietnia, a w play-off spadli z jeszcze większej wysokości.
Po czwarte: słaba skuteczność.
Złe decyzje czy kontuzja Chylińskiego nie miałyby znaczenia, gdyby Anwil grał na takiej skuteczności jak w rundzie zasadniczej. Włocławianie nie trafiali nawet z czystych pozycji. Wystarczy spojrzeć na skuteczność rzutów z gry czołowych zawodników w ostatnim meczu:
Tyler Haws 1/3
Nemanja Jaramaz 3/12
Kamil Łączyński 3/11
Josip Sobin 4/11
James Washington 2/10
Komentarz zbędny.
Po piąte: nie zatrzymali Chavaughna Lewisa.
To absolutnie kluczowy gracz tej serii. Gdy zdobywał mniej niż 20 punktów, Anwil wygrywał. Gdy przekraczał tę granicę, triumfowali Czarni. Obrońcy włocławian nie mogli sobie z nim poradzić – gdy kryli go blisko, z łatwością ich mijał i wchodził pod kosz. Gdy cofali się głębiej, karcił ich rzutami z dystansu.
Energa Czarni wygrali pięciomeczową serię mimo znacznie węższego składu – trener Stelmahers rotował praktycznie siedmioma zawodnikami. Kibice Anwilu z pewnością nie wybaczą tego Milicicowi i wszystko wskazuje na to, że to koniec przygody tego szkoleniowca we Włocławku. Miało być drugie mistrzostwo w historii, a jest siódmy rok z rzędu bez medalu...